Cześć Prosiaczki! ;) Przychodzę do Was dzisiaj z przeglądem kosmetyków, które uratowały moją twarz przed osypaniem się. Od razu też zaznaczam, że nie mam profesjonalnej wiedzy ani wykształcenia w zakresie dermatologii czy kosmetologii, dlatego też post nie nazywa się "sposoby na...", ale "moja walka" i własnie o tym chcę Wam napisać. Może akurat jeden z moich sposobów sprawdzi się tez u Was ;) Zapraszam!
ZACZĘŁO SIĘ PRZYPADKIEM
Dawno, dawno temu... Nie, jakoś na początku jesieni przypadkowo weszłam do Douglasa, pooglądać kolorowe opakowania. W środku zaczepiła mnie babeczka, która zaproponowała mi darmowe badanie skóry. No to usiadłam obok drugiej babeczki, która zaczęła jeździć po mojej twarzy gumowym mikrofonem. Okazało się, że poziom nawilżenia mojej skóry jest bliski zeru. Pani powiedziała, że powinnam się już dawno pokruszyć i spytała o moją pielęgnację. Kiedy wymieniłam wszystko, nakrzyczała na mnie za to, że nie używam toników i jak tak można. Mam traumę po stosowaniu klejących się i śmierdzących toników z Ziaji, Yves Rocher, Nivei i Garniera, mimo to pobiegłam do Superharm i kupiłam tonik z Evree, który okazał się miłością mojego życia. Od tamtej pory nie rozstaję się z tonikami, choć na stan mojej cery zdecydowanie wpłynęło więcej czynników. Niemniej jednak tonik był pierwszym krokiem do zdrowej, miękkiej skóry :)
Obecnie używam dwóch toników - Evree i nawilżający z Bielendy. Oba są świetne i się nie kleją! <3
DEMAKIJAŻ OLEJKAMI
Żadne tam micele. Micele podrażniają i nie zmywają całego makijażu. Kiedyś, kiedy borykałam się z tłustą i jednocześnie - jak mi się wydawało - suchą skórą, panicznie bałam się olejków. "Ale jak to, na tłustą cerę jeszcze tłusty olejek? Nie zwariowałam jeszcze". Więc używałam wszelkich płynów micelarnych, a moja cera nadal była przetłuszczająca się i boleśnie ściągnięta zarazem. Któregoś dnia dałam szansę olejkowi do demakijażu z Evree i oszalałam. Cera była miękka, gładka i wyglądała naprawdę zdrowo, do tego nie bolała przy każdym ruchu, uśmiechu czy ziewaniu. Do tego od kiedy wprowadziłam pielęgnację olejową, moja cera jest mniej tłusta. Wniosek z tego taki, że brakowało jej warstwy zatrzymującej wodę i produkowała nadmiernie sebum.
W taki sposób pokochałam demakijaż olejkami, nadal używam wspomnianego Evree, a kiedy jestem w domu rodzinnym do demakijażu służy mi olejek z Sephory i olej kokosowy. Zawsze po zrobieniu demakijażu oczyszczam twarz żelem.
ŻELE OCZYSZCZAJĄCE MUSZĄ BYĆ ŁAGODNE!
Kiedyś nie miałam pojęcia, jak duże spustoszenie sieją SLESy i SLSy na twarzy, która przecież jest tak delikatna, a moja to już w ogóle. Szorowałam więc się ostrymi, matującymi żelami, aż moja cera zaczęła się sypać. Później - w dużej mierze pod wpływem pani doktor z Douglasa - zaczęłam szukać czegoś łagodnego. Większość aptekarek i znajomych polecało mi Cetaphil, ale unikam parabenów jak ognia, a przecież cud-Cetaphil to parabeny zamknięte w butelce, dodatkowo nie używając wody do oczyszczania czuję się megabrudna i zanieczyszczona. Trafiłam na kremowy olejek z Ziaji, który okazał się wspaniałym zamiennikiem dla rakotwórczego cudu za pół stówki. Używałam go bardzo długo, aż pani w SuperPharm przyjrzała się mojej skórze i powiedziała, że najlepszą opcją dla mojej - nie dość, że odwodnionej to jeszcze wrażliwej - cery będą pianki myjące. Złapałam więc Pharmaceris z serii A, który także okazał się strzałem w 10! Używam go na przemian z Ziają, a teraz w ramach testu Ziaję zamieniłam na Biolaven :)

SERUM TO TAKI ZBĘDNY DODATEK
Tak sobie właśnie myślałam, mijając sera w drogeriach. Myślałam, że to dodatkowa pielęgnacja albo zamiennik kremów na dzień. Czy mogłam się aż tak mylić? Ano mogłam.
Bardzo długo nie miałam pojęcia, że istnieje coś takiego, jak odwodnienie skóry. Myślałam, że jestem jakimś szczególnym przypadkiem cery tłustej i suchej jednocześnie. Kiedyś zrobiłam sobie jakiś test online, który powiedział mi, że moja skóra może być mieszana i odwodniona. Pod spodem było wytłumaczenie, czym różni się odwodnienie od suchości. O, jakże mnie olśniło! Mojej skórze brakuje wody! Co zrobiłam?
Tak, pobiegłam do SuperPharm. Lubię aptekarki stamtąd, zawsze są miłe, znają się na rzeczy i zawsze dobrze doradzają :) Tym razem jednak dałam sobie radę sama i znalazłam jedno jedyne serum nawadniające, a nie nawilżające. Był to Dermedic. Używałam go kilka miesięcy, a teraz, kiedy moja skóra jest w lepszym stanie, stosuję go czasem na noc (znikają po nim pryszcze!), bo już się tak dobrze nie wchłania - moja skóra tyle nie potrzebuje. Dermedic to moje ulubione serum, poleciłam je mojej współlokatorce, której skóra odchodziła płatami i również u niej się sprawdziło :)
Ostatnio zaczęłam używać serum z witaminą C, które ma pomóc moim przebarwieniom oddelegować się z mojej twarzy. Po nim skóra również jest miękka i przyjemnie promienna :)
OLEJKI PIELĘGNACYJNE
Teraz, kiedy już wiem, że moja twarz potrzebuje wody, postanowiłam używać też czegoś, co tę wodę zatrzyma na dłużej. Z pomocą przychodzą mi wspomniane już wcześniej olejki do demakijażu, ale także te pielęgnacyjne. W tej kategorii mam dwóch ulubieńców - olejek z Evree Magic Rose i olejek z awokado. Pierwszy przyjemnie zmiękcza cerę, wchłania się przez noc, a rano skóra jest promienna i wygląda na bardzo wypoczętą (i nie piecze przy ziewaniu!). Oprócz tego olejek okropnie śmierdzi, ale jestem w stanie to znieść. Gdyby działał gorzej, pewnie bym go oddała.
Olejek z awokado jest bardziej tłusty i gorzej się wchłania, dlatego używam go rzadziej. Działa przeciwzapalnie, więc stosuję go, gdy mam jakieś większe niedoskonałości :)
MICEL NIE JAKO MICEL
Zmywanie makijażu płynem micelarnym zdarza mi się tylko na wyjazdach, bo boję się przewozić olejki w kosmetyczce. Generalnie nie lubię ich w tej roli, ale świetnie nadają się do odświeżania twarzy rano. Pisałam już o tym kilka razy. Dzięki temu moja skóra jest ładniejsza z rana, bo zdejmuję nadmiar sebum, do tego jakoś łatwiej mi ją przepłukać, wszystko schodzi razem z micelem. Obecnie używam dwóch, ale tylko jeden mam przy sobie - jest to Vianek i nawilżający micel z Evree :)
KREMY JAKO ZWIEŃCZENIE DZIEŁA
Dawniej wszystkie moje kremy wyświecały się po ok. 2 godzinach. Dzisiaj tego problemu prawie nie ma, bo po pierwsze, używam lepszych kosmetyków niż kiedyś, a po drugie, tonik robi całą robotę i przyspiesza wchłanianie kremu. Obecnie mam w swoich zapasach 2 kremy, latem dochodzi jeszcze Bielenda SPF 30 i Vichy SPF 50. O kremie Clinique rozpisałam się w poście o ulubieńcach stycznia i nie zmieniam zdania - cera wygląda wręcz idealnie. Na wiosnę zacznę znów stosować Pharmaceris SPF 20, bo moja skóra wymaga filtrów, kiedy zacznie przygrzewać słońce ;)
CO JESZCZE?
Przede wszystkim przestałam wysuszać moją mieszaną cerę. Nauczyłam się, że wszystkie te kosmetyki robią jeszcze większe szkody. Dlatego w ogóle w swojej pielęgnacji nie mam produktów przeznaczonych do tłustej i mieszanej cery, żadnych matujących specyfików zawierających wyłącznie alkohol. Wyrzuciłam też produkty z parafiną (wodę w organizmie zatrzymują u mnie olejki) i przede wszystkim zmieniłam mentalność. Kiedyś kupowałam jakie bądź kosmetyki. "Nawilżający krem na dzień, spoko". Nie patrzyłam na składy, nie sprawdzałam, co moja skóra lubi. Dzisiaj jestem bardziej surowa wobec kosmetyków i nie boję się wydać więcej, jeśli skład czy przychylne opinie sugerują, że ten kosmetyk może się sprawdzić. Pamiętajcie, że Wasza cera oraz Wasze ciało to inwestycja. Im więcej dla nich zrobicie, tym lepiej one będą się prezentować ;)
I to by było na tyle ;) Dajcie znać, jakie są wasze historie z pola walki o lepszą cerę! Ja już uciekam, trzymajcie się ciepło, buźka!
P.S. Nie myślcie, że używam tego wszystkiego jednocześnie :D