Witaj na Selfmadeheaven. Blogu, który już od jakiegoś czasu nie funkcjonuje. Przestałam bawić się w blogowanie kosmetyczne i przerzuciłam się na więcej pisania, niż kolorowych obrazków. Poza tym, świetnych blogów kosmetycznych jest od groma :) Nie usuwam go głównie przez sentymetn. Przez to, że zdjęcia mi się podobają i przez to, że tęskniłabym za nim, gdybym go usunęła. Dlatego będzie mi miło, jeśli przeglądniesz jakieś moje stare posty w poszukiwaniu informacji albo inspiracji, ale raczej nie pojawi się tu nic nowego :)
W międzyczasie zapraszam Cię na mój nowy blog, gdzie jest więcej do czytania, pozdrawiam!

czwartek, 16 lutego 2017

JAK SPAKOWAĆ KOSMETYCZKĘ NA WYJAZD


Cześć kochani! :) Dziś mam dla Was kilka moich sposobów na spakowanie kosmetyczki na kilkudniowy wyjazd. Zapraszam :)



MINIATURKI

Dla podróżujących to jest rzecz naturalna, że zamiast targać ze sobą całe butle szamponów czy żeli lepiej wziąć coś na kilka razy, co zużyjemy w trakcie wyjazdu. U mnie świetnie sprawdza się przede wszystkim szampon z Babydream (kupiłam raz i przelewam z dużego Bbd jak wyjeżdżam) i odżywki z serii Gliss Kur, które starczają mi na jedno mycie włosów :) Do tego mini micel z Biodermy, którego nie lubię, ale używam na wyjazdach, aż się skońćzy, wtedy będę sobie przelewać swoje ulubione. Zawsze zabieram ze sobą też miniaturkę żelu/płynu do higieny intymnej, tutaj dodatkowo znalazł się krem pod oczy i żel do twarzy z Clinique ;)




PEŁNOWARTOŚCIOWE, ALE MAŁE

Kiedy wyjeżdżamy na 1-2 dni nie ma najmniejszego problemu z wzięciem miniaturki żelu pod prysznic czy toniku. W przypadku wyjazdu na min. 5-6 dni branie miniaturek żelu się nie opłaca, przynajmniej u mnie :D Dlatego kupuje żele pełnowartościowe, ale o mniejszej pojemności niż te, których używam w domu. Tak samo robię z żelami do twarzy i tonikami. Biorę także waciki i produkt, który może być wielofunkcyjny. Serum z Dermedic używałam rano jako serum i wieczorem jako krem na noc.




MINIMALIZM 

Pakując kosmetyki kolorowe, staram się jak najbardziej skondensować ich ilość. Wybieram takie paletki cieni, żebym mogła jednego z nich użyć jako bronzera, jednego jako rozświetlacza. Tak samo robię z pędzlami - szukam takiego, który będzie dla mnie wielofunkcyjny. Rezygnuję także z pomady do brwi, zastępując ją kredką, która zaoszczędzi mi kolejny pędzel oraz z linera, który wcale nie jest mi niezbędny. Do tego wybieram tylko jedną pomadkę do ust, którą mogę męczyć cały wyjazd. Minimalizm to klucz do sukcesu pakowania się :P




PRÓBKI

To kolejny punkt, bez którego nie wyobrażam sobie wyjazdu, Kolekcjonuje próbki z gazet, aptek i perfumerii, aby wykorzystać je na wyjeździe. Nie muszę dzięki temu brać ogromnego balsamu do ciała ani bawić się w przelewanie go do mniejszych pojemniczków (nie znoszę przelewania produktów do tych samolotowych kubeczków). Lubię zabierać ze sobą próbki balsamów do ciała, kremów do rąk i twarzy, a także saszetki z peelingami ;)



I to by było na tyle, dajcie znać, jaki jest Wasz sposób na pakowanie kosmetyków, ja już uciekam, trzymajcie się ciepło, buźka! 







czwartek, 9 lutego 2017

MOJA WALKA Z PRZESUSZONĄ / ODWODNIONĄ CERĄ


Cześć Prosiaczki! ;) Przychodzę do Was dzisiaj z przeglądem kosmetyków, które uratowały moją twarz przed osypaniem się. Od razu też zaznaczam, że nie mam profesjonalnej wiedzy ani wykształcenia w zakresie dermatologii czy kosmetologii, dlatego też post nie nazywa się "sposoby na...", ale "moja walka" i własnie o tym chcę Wam napisać. Może akurat jeden z moich sposobów sprawdzi się tez u Was ;) Zapraszam!



ZACZĘŁO SIĘ PRZYPADKIEM

Dawno, dawno temu... Nie, jakoś na początku jesieni przypadkowo weszłam do Douglasa, pooglądać kolorowe opakowania. W środku zaczepiła mnie babeczka, która zaproponowała mi darmowe badanie skóry. No to usiadłam obok drugiej babeczki, która zaczęła jeździć po mojej twarzy gumowym mikrofonem. Okazało się, że poziom nawilżenia mojej skóry jest bliski zeru. Pani powiedziała, że powinnam się już dawno pokruszyć i spytała o moją pielęgnację. Kiedy wymieniłam wszystko, nakrzyczała na mnie za to, że nie używam toników i jak tak można. Mam traumę po stosowaniu klejących się i śmierdzących toników z Ziaji, Yves Rocher, Nivei i Garniera, mimo to pobiegłam do Superharm i kupiłam tonik z Evree, który okazał się miłością mojego życia. Od tamtej pory nie rozstaję się z tonikami, choć na stan mojej cery zdecydowanie wpłynęło więcej czynników. Niemniej jednak tonik był pierwszym krokiem do zdrowej, miękkiej skóry :)
Obecnie używam dwóch toników - Evree i nawilżający z Bielendy. Oba są świetne i się nie kleją! <3





DEMAKIJAŻ OLEJKAMI

Żadne tam micele. Micele podrażniają i nie zmywają całego makijażu. Kiedyś, kiedy borykałam się z tłustą i jednocześnie - jak mi się wydawało - suchą skórą, panicznie bałam się olejków. "Ale jak to, na tłustą cerę jeszcze tłusty olejek? Nie zwariowałam jeszcze". Więc używałam wszelkich płynów micelarnych, a moja cera nadal była przetłuszczająca się i boleśnie ściągnięta zarazem. Któregoś dnia dałam szansę olejkowi do demakijażu z Evree i oszalałam. Cera była miękka, gładka i wyglądała naprawdę zdrowo, do tego nie bolała przy każdym ruchu, uśmiechu czy ziewaniu. Do tego od kiedy wprowadziłam pielęgnację olejową, moja cera jest mniej tłusta. Wniosek z tego taki, że brakowało jej warstwy zatrzymującej wodę i produkowała nadmiernie sebum. 
W taki sposób pokochałam demakijaż olejkami, nadal używam wspomnianego Evree, a kiedy jestem w domu rodzinnym do demakijażu służy mi olejek z Sephory i olej kokosowy. Zawsze po zrobieniu demakijażu oczyszczam twarz żelem.




ŻELE OCZYSZCZAJĄCE MUSZĄ BYĆ ŁAGODNE!

Kiedyś nie miałam pojęcia, jak duże spustoszenie sieją SLESy i SLSy na twarzy, która przecież jest tak delikatna, a moja to już w ogóle. Szorowałam więc się ostrymi, matującymi żelami, aż moja cera zaczęła się sypać. Później - w dużej mierze pod wpływem pani doktor z Douglasa - zaczęłam szukać czegoś łagodnego. Większość aptekarek i znajomych polecało mi Cetaphil, ale unikam parabenów jak ognia, a przecież cud-Cetaphil to parabeny zamknięte w butelce, dodatkowo nie używając wody do oczyszczania czuję się megabrudna i zanieczyszczona. Trafiłam na kremowy olejek z Ziaji, który okazał się wspaniałym zamiennikiem dla rakotwórczego cudu za pół stówki. Używałam go bardzo długo, aż pani w SuperPharm przyjrzała się mojej skórze i powiedziała, że najlepszą opcją dla mojej - nie dość, że odwodnionej to jeszcze wrażliwej - cery będą pianki myjące. Złapałam więc Pharmaceris z serii A, który także okazał się strzałem w 10! Używam go na przemian z Ziają, a teraz w ramach testu Ziaję zamieniłam na Biolaven :)




SERUM TO TAKI ZBĘDNY DODATEK

Tak sobie właśnie myślałam, mijając sera w drogeriach. Myślałam, że to dodatkowa pielęgnacja albo zamiennik kremów na dzień. Czy mogłam się aż tak mylić? Ano mogłam.
Bardzo długo nie miałam pojęcia, że istnieje coś takiego, jak odwodnienie skóry. Myślałam, że jestem jakimś szczególnym przypadkiem cery tłustej i suchej jednocześnie. Kiedyś zrobiłam sobie jakiś test online, który powiedział mi, że moja skóra może być mieszana i odwodniona. Pod spodem było wytłumaczenie, czym różni się odwodnienie od suchości. O, jakże mnie olśniło! Mojej skórze brakuje wody! Co zrobiłam?

Tak, pobiegłam do SuperPharm. Lubię aptekarki stamtąd, zawsze są miłe, znają się na rzeczy i zawsze dobrze doradzają :) Tym razem jednak dałam sobie radę sama i znalazłam jedno jedyne serum nawadniające, a nie nawilżające. Był to Dermedic. Używałam go kilka miesięcy, a teraz, kiedy moja skóra jest w lepszym stanie, stosuję go czasem na noc (znikają po nim pryszcze!), bo już się tak dobrze nie wchłania - moja skóra tyle nie potrzebuje. Dermedic to moje ulubione serum, poleciłam je mojej współlokatorce, której skóra odchodziła płatami i również u niej się sprawdziło :)
Ostatnio zaczęłam używać serum z witaminą C, które ma pomóc moim przebarwieniom oddelegować się z mojej twarzy. Po nim skóra również jest miękka i przyjemnie promienna :)




OLEJKI PIELĘGNACYJNE

Teraz, kiedy już wiem, że moja twarz potrzebuje wody, postanowiłam używać też czegoś, co tę wodę zatrzyma na dłużej. Z pomocą przychodzą mi wspomniane już wcześniej olejki do demakijażu, ale także te pielęgnacyjne. W tej kategorii mam dwóch ulubieńców - olejek z Evree Magic Rose i olejek z awokado. Pierwszy przyjemnie zmiękcza cerę, wchłania się przez noc, a rano skóra jest promienna i wygląda na bardzo wypoczętą (i nie piecze przy ziewaniu!). Oprócz tego olejek okropnie śmierdzi, ale jestem w stanie to znieść. Gdyby działał gorzej, pewnie bym go oddała.
Olejek z awokado jest bardziej tłusty i gorzej się wchłania, dlatego używam go rzadziej. Działa przeciwzapalnie, więc stosuję go, gdy mam jakieś większe niedoskonałości :)




MICEL NIE JAKO MICEL

Zmywanie makijażu płynem micelarnym zdarza mi się tylko na wyjazdach, bo boję się przewozić olejki w kosmetyczce. Generalnie nie lubię ich w tej roli, ale świetnie nadają się do odświeżania twarzy rano. Pisałam już o tym kilka razy. Dzięki temu moja skóra jest ładniejsza z rana, bo zdejmuję nadmiar sebum, do tego jakoś łatwiej mi ją przepłukać, wszystko schodzi razem z micelem. Obecnie używam dwóch, ale tylko jeden mam przy sobie - jest to Vianek i nawilżający micel z Evree :)




KREMY JAKO ZWIEŃCZENIE DZIEŁA

Dawniej wszystkie moje kremy wyświecały się po ok. 2 godzinach. Dzisiaj tego problemu prawie nie ma, bo po pierwsze, używam lepszych kosmetyków niż kiedyś, a po drugie, tonik robi całą robotę i przyspiesza wchłanianie kremu. Obecnie mam w swoich zapasach 2 kremy, latem dochodzi jeszcze Bielenda SPF 30 i Vichy SPF 50. O kremie Clinique rozpisałam się w poście o ulubieńcach stycznia i nie zmieniam zdania - cera wygląda wręcz idealnie. Na wiosnę zacznę znów stosować Pharmaceris SPF 20, bo moja skóra wymaga filtrów, kiedy zacznie przygrzewać słońce ;)




CO JESZCZE?

Przede wszystkim przestałam wysuszać moją mieszaną cerę. Nauczyłam się, że wszystkie te kosmetyki robią jeszcze większe szkody. Dlatego w ogóle w swojej pielęgnacji nie mam produktów przeznaczonych do tłustej i mieszanej cery, żadnych matujących specyfików zawierających wyłącznie alkohol. Wyrzuciłam też produkty z parafiną (wodę w organizmie zatrzymują u mnie olejki) i przede wszystkim zmieniłam mentalność. Kiedyś kupowałam jakie bądź kosmetyki. "Nawilżający krem na dzień, spoko". Nie patrzyłam na składy, nie sprawdzałam, co moja skóra lubi. Dzisiaj jestem bardziej surowa wobec kosmetyków i nie boję się wydać więcej, jeśli skład czy przychylne opinie sugerują, że ten kosmetyk może się sprawdzić. Pamiętajcie, że Wasza cera oraz Wasze ciało to inwestycja. Im więcej dla nich zrobicie, tym lepiej one będą się prezentować ;)

I to by było na tyle ;) Dajcie znać, jakie są wasze historie z pola walki o lepszą cerę! Ja już uciekam, trzymajcie się ciepło, buźka!



P.S. Nie myślcie, że używam tego wszystkiego jednocześnie :D

piątek, 3 lutego 2017

MIŁOŚĆ - SIŁA, KTÓRA ROZKRUSZA LODOWCE


Cześć kochani! Kilka dni temu portal Rabble zaproponował, abym napisała Wam moje przemyślenia dotyczące miłości. Już dawno chciałam otworzyć serię, w której będzie mniej kosmetyków, a więcej gadania, ale trudno mi było zacząć. Mail od Rable.pl skłonił pomógł mi zrobić pierwszy krok ;) Dziś mam dla Was kilka moich refleksji o miłości, zapraszam! :)


KIEDY W ORGANIZMIE FENYLOETYLOAMINA
To słowo, po którym większość z Was pomyślała "eee macarena" to związek chemiczny, zwany hormonem miłości ;) Odpowiedzialny za odczuwanie pożądania. Kiedy poznajemy nową osobę, nasz mózg działa na pełnych obrotach. Zwykle wystarczą zaledwie 4 sekundy, aby wiedział, czy ta osoba nam się podoba. Analizuje pozytywne i negatywne cechy wyglądu i po 4 sekundach zaczyna (lub nie) produkować fenyloetyloaminę. Działa ona jak narkotyk, powoduje odczuwanie motylków w brzuchu :) Świat wtedy jest piękniejszy, patrzymy na niego przez różowe okulary, wszystko wydaje się nam idealne. Mamy także więcej energii, chęci do życia i częściej się uśmiechamy. Zauważyłam też, że kiedy w organizmach szaleją miłosne hormony, ludzie są milsi i bardziej uwrażliwieni, empatyczni. Coś w tym jest ;)
Fenyloetyloamina wytwarzana jest mniej więcej przez 2 lata. Po tym czasie ważnym hormonem jest endorfina, która odpowiada za nasze poczucie bezpieczeństwa u boku drugiej osoby. 2 lata to często okres kryzysów w związkach, dlatego warto pielęgnować swoją miłość, aby uczucie nie wygasło! :)
Tyle teorii :D



NAUKA O KOMPROMISIE

Miłość to sztuka poświęceń. W moim przypadku związek to szkoła, w której uczę się dochodzić do kompromisów, przełamywać egoistyczne pragnienia i poświęcać się dla drugiej osoby. Jestem osobą, która lubi mieć wszystko albo nic. Nie lubię dzielić się swoim czasem, nie jestem skłonna do kompromisów. To znaczy nie byłam. Stały związek nauczył mnie, że czasem w życiu trzeba odpuścić, że nie można mieć wszystkiego. Nauczyłam się poświęcać swoje plany na rzecz planów kogoś innego. Zmieniać zdanie w ostatniej chwili, podróżować w towarzystwie. Robić zakupy w towarzystwie. Spędzać czas w towarzystwie. Polubiłam obecność drugiego człowieka. ;)
Głęboko wierzę, że miłość robi z każdego lepszego człowieka. Dajcie znać, czy Was związek zmienił ;)




CELEBROWAĆ MIŁOŚĆ

Walentynki nie muszą, choć mogą oznaczać wyjście do restauracji czy do kina. Może to być także wyjazd "w zielone", w góry, do innego miasta na kilka godzin. Może być to spacer po parku. Święto zakochanych nie musi nawet wiązać się z kosztami. Można usiąść na kanapie i obejrzeć film, zrobić wspólnie sernik, wypić gorącą czekoladę. Pamiętajmy też, że miłość nie wolno celebrować wyłącznie 14. lutego. Trzeba pielęgnować ją cały czas, żeby hormony nie wyparowały! :)



SAMOTNI TEŻ MAJĄ PRAWA!

Miłość nie dotyczy jedynie par! Samotni również mają prawo rozpieścić się w ten zimowy, walentynkowy czas. Będąc sama, choć denerwowała mnie ta cała celebracja, serduszka wyskakujące z każdego rogu, to nie zapominałam o sobie. Tego dnia zazwyczaj robiłam sobie domowe SPA, na które składały się moje ulubione kosmetyki i rytuały (jeśli macie ochotę, na portalu Rabble możecie złapać kody rabatowe np. do Sephory i Avon'u). Wypachniona, gładka i piękna sięgałam zazwyczaj po ulubioną książkę i wcale nie były to romanse ;) Ten dzień dobry jest na przeczytanie czegoś z poradników, refleksyjnego opowiadania psychologicznego czy historii o przyjaźni między kotem a człowiekiem ;)



MIŁOŚĆ NIE TYLKO DLA PAR

Niedługo Walentynki, święto zakochanych. W ten dzień pary celebrują swoje uczucie, świętują zakochanie. Na ulicy można spotkać pełno kobiet z różą w ręce lub mężczyzn, pędzących z bukietem na spotkanie ukochanej. 
Czy jednak miłość przeznaczona jest tylko dla par? Nie.
Walentynki to faktycznie święto zakochanych, ale miłością otaczamy nie tylko swojego życiowego partnera. Miłość dajemy rodzinie, przyjaciołom, zwierzętom domowym. Otrzymujemy ją od najbliższych, dzielimy ją z najważniejszymi dla nas osobami. Miłość chowa się pod każdym zdjęciem, wspomnieniem, biletem do kina. Nie zapominajmy o tym, że miłość to każda ważna dla nas jednostka. ;)



I to by było na tyle moi drodzy, dajcie znać, czy taka forma postów Wam się podoba, czy chcecie czytać więcej pogadanek nie tylko o kosmetykach? ;)
I oczywiście piszcie, jak u Was z miłością, co zmieniła w Waszym życiu lub co chcielibyście, aby zmieniła. ;)

Ja uciekam, trzymajcie się ciepło, życzę Wam bardzo udanych Walentynek, które spokojnie (tak jak my) możecie spędzić w dresie, oglądając seriale i zajadając się domowymi słodyczami :)

Buziaki!

I pozdrowienia dla mojego chłopaka, który od rana myśli, że post będzie w całości poświęcony jemu :*