Witaj na Selfmadeheaven. Blogu, który już od jakiegoś czasu nie funkcjonuje. Przestałam bawić się w blogowanie kosmetyczne i przerzuciłam się na więcej pisania, niż kolorowych obrazków. Poza tym, świetnych blogów kosmetycznych jest od groma :) Nie usuwam go głównie przez sentymetn. Przez to, że zdjęcia mi się podobają i przez to, że tęskniłabym za nim, gdybym go usunęła. Dlatego będzie mi miło, jeśli przeglądniesz jakieś moje stare posty w poszukiwaniu informacji albo inspiracji, ale raczej nie pojawi się tu nic nowego :)
W międzyczasie zapraszam Cię na mój nowy blog, gdzie jest więcej do czytania, pozdrawiam!

niedziela, 18 grudnia 2016

MIGAWKA Z NIEMIEC




Czeeść! Nie mam nic na swoje usprawiedliwienie, po prostu mnie nie było. I nie będę próbowała obiecywać, że tym razem będę publikowała regularnie. Dziś mam czas, jutro mogę nie mieć kiedy usiąść, a niestety nie potrafię panować nad wszystkim. Dodatkowo pracuję teraz nad innym projektem (związanym z internetami i blogosferą) i pracą licencjacką, więc nawet nie chcę niczego obiecywać. Niemniej jednak dziś wracam i mam dla Was baardzo spóźnioną migawkę z wyjazdu w zachodnie landy ;) Zapraszam do oglądania!


Park rozrywki, do którego zabrał nas mój kuzyn był bardzo podobny do wszystkich polskich festynów, a jednak bardzo się od nich różnił. Karuzele, strzelnice i budki z currywurst zajmowały prawie całą ulicę, długością odpowiadającą łódzkiej Pietrynie i kilkanaście bocznych uliczek. Do domu przywiozłam dwa wygrane pluszaki <3



Widok z mieszkania mojej rodziny był niesamowity o każdej porze dnia. Szóste piętro może nie jest szczytem moich lękowysokościowych marzeń, niemniej wspaniale było spędzić tam choć kilka dni. Małe przytulne domki jednorodzinne tuż pod nami, przez niskie bloki, aż po fabryki i wielkie kominy na horyzoncie.
Ciekawe w Kolonii jest to, że pomimo tak wielu dymiących fabryk, powietrze jest niesamowicie czyste. Na pewno ma na to wpływ ogromne zalesienie, nawet między blokami, co możecie zobaczyć na zdjęciach.



Obowiązkowym punktem zwiedzania w Köln jest Hohenzollernbrücke, czyli most zakochanych. Mówi się o nim, że jest to najbardziej obciążony uczuciowo most w Europie. Wisi na nim około 16 ton kłódek, a dno Renu pokryte jest kluczykami. Trudno znaleźć na nim choć kilka centymetrów wolnej przestrzeni, ludzie wieszają na nim zapięcia do rowerów, aby na nim poprzypinać kłódki. Niesamowite miejsce! Oczywiście naszej kłódki też nie zabrakło ;)





Panorama Kolonii, widziana z 28. piętra punktu widokowego:



Moja rodzina mieszka bardzo blisko Renu, więc nie zabrakło wieczornych spacerów. ;) Pomimo że byliśmy tam na przełomie września i października, pogoda była bardzo przyjemna. Nie było gorąco, choć wiał dość zimny wiatr. Przyjechaliśmy tam ze względu na wesele mojego kuzyna i bałam się, że zmarznę w nogi (Miałam sandałki i nie było mowy o rajstopach), tymczasem było naprawdę ciepło tego październikowego wieczoru.

Kilka migawek znad Renu:









I weselny klimat:



I to by było tyle na dziś, na koniec wrzucam dwa filmiki z naszego wyjazdu. Jeden montowany przeze mnie, drugi - przez mojego chłopaka. Są do siebie bardzo podobne, ale biliśmy się, kto zrobi to lepiej. Ocenę pozostawiam Wam! ;)








I to by było na tyle, mam nadzieję, że widzimy się niebawem, a tymczasem uciekam, buźka! ;)





poniedziałek, 26 września 2016

ULUBIEŃCY LATA 2016



Cześć robaki! Dziś mam dla Was szybki przegląd moich kosmetycznych ulubieńców. Jestem obecnie na kolejnym wyjeździe i chciałabym jak najmniej czasu spędzać w sieci, niemniej jednak nie chcę zaniedbać bloga ;) Zapraszam więc!



PIELĘGNACJA

W te wakacje moje serce skradły dwa produkty do ciała. Jednym z nich jest mgiełka z Sephory, którą pokazywałam już jakiś czas temu. Świetnie sprawdza się do ciała i włosów ;) Używałam jej najczęściej na "gołe" partie ciała.
Kolejny jest balsam przedłużający opaleniznę After Sun z Kolastyny. Cudownie nawilża i faktycznie sprawia, że opalenizna ma piękny, naturalny kolor. Nie wiem jak z jej przedłużaniem, bo używam samoopalaczy i innych produktów brązujących, niemniej jednak uwielbiam ten balsam :)
Moje włosy w te wakacje pokochały odżywkę Dove Intense Repair. Są po niej miękkie i niesamowicie gładkie, układają się też dużo lepiej.
Odkryciem tego lata jest dla mnie krem z Vichy z SPF 50. Jest co prawda mało wydajny, ale uwielbiam go za matowy efekt. Latem nie zawsze mam potrzebę noszenia makijażu, maluję się tylko kiedy wychodzę gdzieś z ludźmi :D Na zakupy chodzę "goła i wesoła" :D Zawsze miałam problem z moją tłustą cerą - nie mogę nosić samego kremu, bo wyglądam wtedy jak wysmarowana masłem. Ten z Vichy matuje tak, że nie potrzebuję nic więcej i mogę przeżyć cały dzień bez pudru czy przemywania twarzy :)



PAZNOKCIE

Żadnym odkryciem nie będzie dla nikogo odżywka z Golden Rose, uwielbiam ją praktycznie od kiedy wyszła na rynek. W te wakacje również mi towarzyszyła, a oprócz niej molestowałam dwa lakiery, również z GR, z serii WOW. Pierwszy - pastelowa szarość - to nr 06. Zgaszony róż to z kolei nr 08. Wiecie już, że uwielbiam te lakiery, a te dwa kolory pasują idealnie do każdej mojej letniej stylizacji - koszulki i shortów, koszuli i jeansów czy eleganckiej sukienki. 



TWARZ

Tutaj mam zaledwie dwóch ulubieńców, bo jeśli chodzi o kolorówkę, trudno mnie zadowolić ;) Te wakacje należały do Maybelline Color Tattoo w kolorze Creme de Nude oraz CC z Bourjois w kolorze 32. Cienia od Maybelline używam jako bazy pod cienie sypkie, dzięki temu lepiej przyklejają się do powieki, do tego kolor bazowy jest naturalny. ;) Bourjois jest dla mnie teraz stanowczo za jasny (kolor 32 zawsze jest dla mnie za jasny), ale idealnie łączy się z nieco za ciemnym kolorem 34 :) Uprzedzając Wasze myśli, 33 też mi nie pasuje :D CC ma fajną konsystencję, nie za ciężką na lato inie za lekką na chłody, dobrze kryje i sprawdza się na imprezach czy weselach :) 



MASKI W PROSZKU

Zawsze lubiłam tego typu maski, ale nigdy nie chciało mi się po nie sięgać. W te wakacje się przełamałam i okazało się, że maski ze Starej Mydlarni są moim hitem! Są wydajne i niedrogie (normalnie kosztują 19 zł, ale w mojej drogerii można je dostać za 9 - 12). Tego lata królowały u mnie dwie - różana na niedoskonałości i relaksująca kakaowa :) Ta druga zdejmuje się o wiele lepiej i nie muszę jej domywać ;) Obie są wspaniałe i na pewno do nich wrócę ;)


I to by było na tyle ;) Dajcie znać, co skradło Wasze serca w te wakacje, a ja uciekam odpoczywać ;) Chcecie relację z wyjazdu? Ciekawi, gdzie mnie wyniosło? Łapcie fanpage -> KLIK



Buźka! :*


piątek, 16 września 2016

WRZESIEŃ W OBIEKTYWIE: DAY OFF


Cześć kochani! Witajcie po dłuższej przerwie, która spowodowana była moim wyjazdem. Dodatkowo potrzebowałam kilku dni na żądanie, podczas których mogłam się oderwać od komputera, internetów i świata wirtualnego ;) Dzisiaj wracam ze świeżą energią!

Z moim chłopaczkiem wybraliśmy się na minitrip po Warszawce i mojej ukochanej Łodzi. W tym miesiącu czeka nas jeszcze jeden wyjazd, odrobinę dalej ;) Spodziewajcie się drugiego wrześniowego Obiektywu!

A tymczasem zostawiam Was ze zdjęciami ;)

















Gesslerowy Fukier ;)




Moje miejsce na Ziemi <3







Nie zabrakło Piotrkowskiej ;)



I to by było na tyle ;) Dziś post baaardzo zdjęciowy, niedługo wracam z czymś nowym, a tymczasem uciekam. Trzymajcie się, buźka! :*





niedziela, 14 sierpnia 2016

MOJE SPOSOBY NA WALKĘ Z TRĄDZIKIEM


Cześć moi mil! :) Dziś przybywam do Was z miniprzewodnikiem po moich sposobach walki z niedoskonałościami. Niektórzy mają ich więcej, inni mniej, niemniej jednak w każdym wypadku są one denerwujące i mogą powodować, że nie czujemy się tak pewni siebie jak powinniśmy.
Ja agresywnego trądziku pozbyłam się już jakiś czas temu, teraz wypryski pojawiają się na mojej twarzy sporadycznie, jednak nadal borykam się ze skłonnością do zapychania, dlatego bardzo uważam na kosmetyki, których używam, Jeśli jesteście ciekawi, jak dbam o problematyczną cerę, zapraszam dalej! :)



1. PODSTAWOWA PIELĘGNACJA

Tutaj muszę wspomnieć, że nie używam tych produktów codziennie (a przynajmniej większości z nich). Są dość agresywne i dla mojej wrażliwej skóry używanie ich codziennie byłoby prawdziwą Gehenną. 
Produktem, który używam codziennie jest płyn micelarny z Tołpy z serii białe kwiaty. Płyn ma w składzie kwas salicylowy i cytrynian sodu, dlatego może zaszkodzić wrażliwej cerze. Nie używam go ani do demakijażu, ani jako tonik. Stosuję zaraz po wstaniu na "brudną" skórę, wtedy micel zdejmuje sebum i powoduje, że łatwiej potem oczyścić mi twarz wodą. Dodatkowo wymienione wyżej składniki łagodzą moje niedoskonałości, ale przez to, że nie używam płynu na "gołą" twarz, robią to bardzo łagodnie.
Kolejnym produktem, bez którego w okresie twarzowego kryzysu nie mogę się obejść to biosiarczkowy żel do mycia twarzy od Balneo kosmetyki. Niech Was ręka Boska broni przed używaniem go codziennie. Żel zawiera SLES i używany codziennie (albo, o zgrozo, rano i wieczorem) mógłby spowodować niemałe szkody na naszych cerach. Przede wszystkim starłby barierę lipidową, która chroni naszą skórę przed szkodliwymi czynnikami zewnętrznymi. Dlatego ja używam go 2-3 razy wieczorem w połowie cyklu i 2-3 razy przed okresem, czyli wtedy, kiedy atakują mnie nieprzyjaciele. Żel ściąga skórę, dlatego po umyciu porządnie nawadniam i nawilżam twarz.
Mniej więcej z tą samą częstotliwością, co żelu z Balneo (ale nigdy jednocześnie!) używam kremu z La Roche-Posay z serii Effaclar. On również pomaga mi łagodzić niedoskonałości, dodatkowo moja twarz wygląda po nim całkiem ładnie (nie świeci się jak po moich "nawilżaczach")




2. DODATKI

Mniej więcej raz w tygodniu używam peelingu z Sephory. Kiedyś po prostu pocierałam nim twarz przez chwile, ale pani w Sephorce uświadomiła mnie, że przy cerze problematycznej tylko roznoszę pryszcze w ten sposób. Poleciła mi, żebym zamiast tego nałożyła peeling na twarz i zostawiła do na 2-3 minuty (podobnie, jak w przypadku peelingów enzymatycznych). Taki sposób przynosi mi o niebo lepsze efekty. Skóra wokół niedoskonałości łuszczy się, a ten peeling radzi sobie z tym bez problemu. Wydaje mi się też, że zwiększa efektywność nakładanych na twarz później produktów. Nie polecam jednak używania go częściej niż raz na tydzień.
To jasne, że kiedy pojawi nam się pryszcz, zakrywamy go korektorem. On jednak także może być pomocny. Ja używam korektora z Isany, który dodatkowo ma w sobie składniki antybakteryjne.Nie daje spektakularnych efektów, ale jest całkiem niezły, trzeba tylko trafić z kolorem albo nakładać go (tak jak ja) pod podkład. 



3. MAŚCI

Maści to najlepsi przyjaciele człowieka z pryszczami :D Ja używam dwóch. Cynkowa pomaga "wydobyć" pryszcza spod skóry, przez co szybciej się goi. W przypadku podskórnych, ropnych wulkanów niezawodna jest maść ichtiolowa, która ma pomagać w odchodzeniu ropy, więc wyciąga ją na zewnątrz, a pryszcz staje się coraz mniejszy. Warto jednak wiedzieć, że maść ichtiolowa jest brązowa i bardzo tłusta, przez co brudzi pościel i ubrania, więc polecam używać jej w dzień lub na noc pod plaster. Musiałam kiedyś prać pościel w płynie do naczyń przez nią :D
Maści cynkowej używam często nawet pod makijaż, żeby przez dzień sobie działała. 



Najważniejsze da cery problematycznej jest jednak jej systematyczne nawilżanie. Odwodniona i przesuszona skóra broni się i powoduje o wiele więcej wyprysków. Dlatego wysuszajcie pryszcze, ale róbcie to z umiarem!

No i to by było na tyle moi kochani, dajcie znać, czego Wy stosujecie w walce z trądzikiem lub drobnymi wypryskami. Ja już uciekam, trzymajcie się, buźka! :*






środa, 27 lipca 2016

LIPIEC W OBIEKTYWIE: FESTIWAL KOLORÓW


Cześć kochani! Mam dzisiaj dla Was szybką i dość krótką relację z Festiwalu Kolorów, na którym byłam z przyjaciółką kilka dni temu ;) Niestety zdjęć naszych pomazanych ubrań nie mam, bo światło na złość się zbuntowało i nic nie chciało być wyraźne. :( Niemniej jednak zapraszam na ten szybki przegląd zdjęć :)





Wszyscy bawili się super! ;)



Podczas festiwalu ktoś postanowił zrobić sesję zdjęciową, którą pochwyciłam w jednym ujęciu :)


Całości imprezy patronował Lipton (chyba jak w każdym mieście), nie zabrakło też Eska Summer City ;)



I to by było na tyle, kochani. Dziś dość krótko, jednak nie martwcie się - nadrobię to w kolejnych postach! Tymczasem już uciekam, życzę Wam udanego wieczoru, do zobaczenia!

Buziaki! :*









czwartek, 21 lipca 2016

MALEŃSTWA OD GOLDEN ROSE - WARTO?


Cześć! Nie wiem, jak Wy, ale ja uwielbiam pastelowe kolory na paznokciach. Kojarzą mi się z ciepłem, choć noszę je przez cały rok. Jakiś czas temu dostałam od mojej współlokatorki w prezencie dwa miniaturowe lakiery od Golden Rose z serii wow nail color. Spodobały mi się na tyle, że dokupiłam jeszcze 4. Czy było warto? Czy wszystkie są tak wspaniałe? Zapraszam dalej ;)


Kolory, które mam to od lewej: 01, 06, 96, 08, 16, 41. Na stronie Golden Rose jest ich 101, choć producent twierdzi, że linia zawiera 96 odcieni :D Kolory prezentują się tak:



Pierwsza trójka to kolory stonowane, biel, szarość i beż, czyli odcienie 01, 06 i 96 ;)
Druga grupa to odcienie 08, 16 i 41 ;)


01 to klasyczna biel. Nie wygląda jednak jak korektor na paznokciach, prezentuje się bardzo ładnie ;) Jedyne, co mogę mu zarzucić, to zupełny brak krycia. Nawet 3 warstwy dają efekt "frencha" na paznokciach. Niemniej jednak sprawdza się o wiele lepiej niż jego siostra z serii rich color. Tej bieli zdecydowanie nie polecam. Maleństwo ma lepszą konsystencję i ogólnie wygląda ładniej, niestety nie kryje tak, jakbym chciała. 

06 to pastelowa szarość. Temu panu nie mam nic do zarzucenia, daje świetny kolor, idealne krycie już przy 1 warstwie, fantastyczny kolor. Pasuje praktycznie do wszystkiego i wygląda bardzo elegancko ;)

96 to już beż ;) Nie jest to żaden nudziak, ma bardziej kremowy odcień. Jeżeli chodzi o niego, wymaga 2 warstw aby krycie było dobre, ale wygląda równie dobrze, co poprzednik ;) Lubię malować nim wszystkie paznokcie, a jeden lub dwa maźnąć czymś mocniejszym ;)


08 to jasny, pastelowy róż. Ta pani ma cudowny kolor, który uwielbiam, ale niestety ma jedną ogromną wadę - okropnie smuży :( Zazwyczaj kiedy maluję paznokcie, po 1 z każdej dłoni pokrywam innym kolorem, niż na reszcie. Ten zazwyczaj właśnie jest na te 2 "odmieńce", bo gdybym miała się męczyć z 10 palcami to bym chyba oszalała :D Kolor jest piękny, dlatego chcę go zużyć ;)

16 to mocny róż z błyszczącymi drobinkami. Ten nie smuży i nie potrzebuje 2 warstw, ale nie przepadam za nakładaniem go na wszystkie paznokcie i zazwyczaj leci na moich dwóch oryginalniaków ;) Ten kolor razem z beżem z poprzedniej grupy dostałam właśnie od współlokatorki, która powiedziała mi "ten właśnie ci kupiłam z myślą o tych dwóch samotnych palcach" :D

41 to intensywna żółć. Kupiłam go na pocieszenie po rozczarowaniu żółtą Coloramą z Maybelline, która bardzo smuży. Goldenrosiak też odrobinę ma ten problem, ale da się wyżyć i przy drugiej warstwie jakoś to wygląda. To jest kolor zdecydowanie wakacyjny i lubię nakładać go zarówno na "standardowe" paznokcie jak i na moje samotniki (wskazujący w prawej dłoni i serdeczny w lewej :D) Prawdę mówiąc, nie pamiętam, kiedy miałam pomalowane wszystkie paznokcie na jeden kolor :D


To już wszystkie moje maleństwa, tak prezentują się na paznokciach:




Czy warto je kupić? Myślę, że tak, bo ich cena jest niewielka (3-4zł). Mają też małą pojemność, dlatego jest większa szansa, że zużyjemy je zanim zaschną. Duży plus także za konsystencję, zazwyczaj wystarcza jedna warstwa. Co do trwałości, bez top coatu wytrzymują kilka dni, z topem - mam hybrydy bez hybryd. Zazwyczaj jeśli kolor mi się nie znudzi, maluję paznokcie co 10-14 dni ;)

Pomimo kilku potknięć, polecam zapoznać się z tą serią ;)



I to by było na tyle ;) Znacie te lakiery? Używacie ich? Lubicie pastelowe odcienie? ;) Piszcie, a ja uciekam się lenić :D

Buziaki! :*












niedziela, 10 lipca 2016

OUTFIT OF THE WEDDING #2


Hej Kochani :) Lato to okres masowych wesel, które także i mnie nie ominą. W związku z tym przygotowałam dla Was bardzo prosty OOTW. Jeśli jesteście ciekawi - zapraszam!




Osobiście uważam, że moda na kreacje wydarte żywcem z kolekcji haute couture od YSL albo Versace i stylizowane przez kilka godzin włosy już dawno minęła. A nawet jeśli nie, dla mnie jest już nieco passe. Dlatego ja zawsze decyduję się na delikatną sukienkę, którą będę w stanie jeszcze kiedyś ubrać, klasyczne szpilki i minimalistyczną biżuterię. Co do włosów, zazwyczaj je upinam. Tym razem delikatnie je pokręciłam, ale moje włosy są zupełnie niepodatne na jakąkolwiek stylizację, więc były proste jak druty już w drodze do kościoła :D




Sukienka jest prosta, w moim ulubionym kolorze. Spodobał mi się jej tył, bo dodaje całości nietypowego wyglądu :) 



Nie chciałam iść w klasyczne półbuty na obcasie, więc wybrałam czarne sandałki, które dopełniły stylizację, ale jej nie zdominowały. Nie są też jakieś super wysokie ani niewygodne.





Sukienka: Tally Weijl
Buty: DeeZee
Kurtka: Cropp
Torebka: No Name
Naszyjnik: AmberHurt
Zegarek: Reserved



Nie zabrakło też mojego tańcownika :)


I to by było na tyle :) Dajcie znać, co myślicie, a ja uciekam, jutro czeka mnie pracowity dzień :)

Buziaki!








niedziela, 3 lipca 2016

ULUBIEŃCY CZERWCA


Cześć robaki ;) Czerwiec dobiegł już końca, dlatego przychodzę z zestawieniem ulubieńców miesiąca. Zapraszam :)




WODA TERMALNA I MGIEŁKA AVON

Nie wyobrażam sobie lata bez kostek lodu i wody termalnej, Daje wspaniałe orzeźwienie, chłód i sprawia, że moja cera przestaje być ściągnięta. Ma też przystępną cenę i można ją aplikować także na makijaż, co często robię aby orzeźwić twarz lub zdjąć pudrowość ;)
Mgiełki avon to mój letni niezbędnik każdego roku. Zawsze mam w zanadrzu któryś z wariantów zapachowych. W tym miesiącu było to Bright Apple Blossom, czyli świeży zapach zielonego jabłuszka. Jest bardzo słodki, ale nie za słodki ;)



MASKA AGAFII I STARA MYDLARNIA

Bardzo lubię maski do twarzy, zarówno te "płynne" jak i w proszku. Testuję ich sporo i niedługo może pojawi się post na ich temat ;) W tym miesiącu moje serce skradły dwie saszetki: Stara Mydlarnia Anti-aging z różową glinką i odświeżająca Babuszka Agafia z miętą. SM to peel off, którą uwielbiam za wyrównanie kolorytu mojej cery i łagodzenie niedoskonałości i zaczerwienień. Olejek z drzewa herbacianego działa antyseptycznie, przez co mam widocznie mniej niedoskonałości. Używam jej zazwyczaj wieczorem. Agafii natomiast używam rano, przed pierwszym myciem twarzy (czyli teoretycznie zaraz po wstaniu). Nie mogę jej używać na oczyszczoną skórę, bo zawarta w niej mięta sakrabucko piecze. Maska doskonale odświeża i "budzi" moją cerę, przywraca jej też blask. Jak dla mnie obie są niesamowite ;)



BAZA SMASHBOX I CC BELL

Lato to czas, kiedy makijaż jest mniej trwały na twarzy. Po bazę Smashbox Photo Finish sięgnęłam przy okazji wyjścia na wesele i została ze mną na dłużej. Oczywiście nie używam jej codziennie, ale kiedy mam jakieś większe wyjścia lub kiedy wiem, że będę długo poza domem. Baza jest matowa, dobrze utrzymuje makijaż, sprawia, że jest trwalszy i przede wszystkim zmniejsza pory, przez cera wygląda o wiele ładniej ;)
Krem CC z Bell kupiłam jakiś czas temu, ale dopiero teraz odkryłam jego potencjał. Kolor dopasował się do mnie idealnie (mam odcień 03 Sunny), razem z bazą tworzy wspaniały duet. Pokochałam go przede wszystkim za brak efektu maski i świeży, letni wygląd. Czasem łączę do z Rimmel Lasting Finish dla lepszego krycia ;) Jego cena jest także niesamowita, bo jest to zaledwie 18 zł.




MAKE UP REVOLUTION I AVON

Dawno niewidziany rozświetlacz z MUR powrócił w końcu na salony. Zimą uznałam go za zbyt ciepły, natomiast na lato jest idealny, daje bardzo słoneczny, wakacyjny blask. W odstawkę póki co poszedł rozświetlacz z Kobo, który jest niemal biały i fajnie wygląda zimą. Ten z MUR mam w kolorze Peach Lights i o ile dobrze go zblenduję, wygląda niesamowicie!
Ostatnimi czasy jestem chora na pomadki w kolorach nude. Pokazywałam już bladziocha z MUR, a w tym miesiącu zdecydowanie zakochałam się w matowym Avonie w kolorze Au Naturale. Nie jest to typowy nudziak, ale lekko zabarwiony brązem i pomarańczem. Nie wygląda na ustach trupio, co jest jego ogromną zaletą. Mimo że jest matowa, dobrze się rozprowadza i nie wysusza ust. Jak dla mnie - ideał do mocniejszego i naturalnego makijażu oka ;)





DERMEDIC I WILKINSON


Jeżeli borykacie się z problemem atopowej skóry, wiecie jakie to uczucie, kiedy wszystko Was gryzie, swędzi, piecze, jest suche, ściągnięte i schodzi skóra. Długo szukałam czegoś co choć trochę złagodzi uczucie pękającej skóry i w końcu trafiłam na to. Nie wyobrażam sobie teraz używać czegoś innego po prysznicu. Dermedic Linum Emolient doskonale koi moją skóre i przywraca jej gładkość. Świetnie radzi sobie z suchymi łokciami i zrzucającą się skórą. Ma też bardzo wygodny atomizer. Nie daje jakiegoś super nawilżenia, dlatego wspomagam go normalnym balsamem, ale od kiedy go używam, "normalne balsamy" nie sprawiają mi już palącego bólu. 
Maszynkę z Wilkinson odkryłam przypadkiem. Idąc na maraton X mena do kina... dostałam ją w prezencie jako dodatek do biletu :D Moja to Wilkinson Sword Extreme 3. Jest genialna i o wiele bardziej żywotna od innych maszynek. Ma dwa paski nawilżające, przez co skóra jest gładsza, a zacięć - o wiele mniej. Ma też fajny kształt, całość ostrza przylega do skóry. Jak dla mnie super! :)



I to by było na tyle. Dajcie znać, czy lubicie któryś z tych produktów i jacy byli Wasi ulubieńcy w tym miesiącu. :) Ja już uciekam, pozdrawiam Was ciepło, buźka! :*




piątek, 3 czerwca 2016

ULUBIEŃCY MAJA


Cześć kochani! Kwiecień i maj były miesiącami wielu nowości, a co za tym idzie - obfitych testów. Mam dzisiaj dla Was przegląd produktów, które w ostatnim czasie skradły moje serce bardziej od innych. Zapraszam! ;)




***

RIMMEL LASTING FINISH & CATRICE CAMUFLAGE

Za cudotwórcą z Catrice biegam od dobrych kilku miesięcy i nigdy (mimo tzw. typu urody "węgiel") nie mogłam znaleźć koloru odpowiedniego dla mnie. Prawdę powiedziawszy, we wszystkich drogeriach, w jakich byłam, jedynym dostępnym kolorem był 025, czyli ten najciemniejszy. W końcu przypadkowo natknęłam się na kolor 020 i bez zastanowienia pobiegłam do kasy. Korektor nie jest idealny, ale go uwielbiam. Dobrze kryje, trzyma się dość długo i nie podkreśla suchych skórek wokół niedoskonałości. Jedynym minusem jest trochę zbyt pomarańczowy kolor, ale lepiej taki niż biały :P
Podkład z Rimmela kupiłam również zupełnie przypadkiem, bo natknęłam się na dużą promocję w Hebe. Co prawda podkład sam w sobie jest tani, ale promocja zawsze spoko :D Jest go mało i jest gęsty, w związku z czym jest średnio wydajny, ale wspaniały anyway. Fajnie kryje, podoba mi się też jego konsystencja - gęsta, ale może dać zarówno efekt naturalny jak i wieczorowy ;) Dodatkowy plus za filtr przeciwsłoneczny!



GOLDEN ROSE & EVREE DLA PAZNOKCI

Maj był miesiącem regeneracji paznokci. Czerwiec też taki będzie, bo ostatnio psują się bardziej niż zwykle. Na tę chwilę mają się już coraz lepiej, a to za sprawą cudaka w pędzelku od Evree. Kupiłam go w rossmanowej promocji i nie żałuję. Pędzelek jest bardzo wygodny, a sam produkt zawiera masę olejków pielęgnacyjnych. Nadaje się do paznokci i do skórek, szybko się wchłania. ;)
Odżywkę z GR kupiłam, żeby zmienić trochę jej siostrę w czarnej buteleczce. Tamta odżywka też jest dobra, ale mam wrażenie, że ta jest nieco lepsza. Paznokcie zrobiły się grubsze i mniej podatne na łamanie ;)



TONIK RÓŻANY EVREE & PALETA SEPHORA NY

Tonik z Evree kupiłam zachęcona opinią innych i praktycznym atomizerem, Dzięki temu nie pocieram skóry wacikiem. Tonik jest na bazie wody różanej, ma łagodzić skórę i wyrównywać jej kolor. Jak dla mnie cudownie nawilża, faktycznie łagodzi i przygotowuje cerę na krem. Od kiedy go używam, zniknął mój problem ze ściągniętą skórą po umyciu. Dla mnie rewelacja!
Sephora New York to obecnie najbardziej zmolestowana paleta z całej mojej kolekcji. Wszystkich kolorów mogę użyć do jednego makijażu, przez to paletka świetnie nadaje się na wyjazdy. Można nią zrobić makijaż dzienny i wieczorowy. Najbardziej zakochana jestem jednak w różu. Ma przybrudzony kolor, zakrawający nieco o brąz. Uwielbiam go właśnie za nieróżowość. Używam praktycznie codziennie i dziś już widzę maleńki fragment denka :( Jeśli ktoś zna zamienniki, chętnie się o nich dowiem ;)





GARNIER FRUCTIS GROW STRONG & ZARA FRUITY

Uwielbiam odżywki emolientowe, tylko po nich moje włosy nie wyglądają jak Owen Wilson. Skusiła mnie promocja i nie żałuję. Oprócz dociążania włosów powoduje ich sypkość, nie przeciążenie. Włosy są miękkie i gładkie, bardzo fajnie też się układają. ;)
O zapachu bardzo trudno jest pisać. Nie lubię ciężkich piżmowych i kwiatowych perfum, zdecydowanie przemawiają do mnie słodkie, owocowe nuty. Zara Fruity właśnie taka jest. Ma bardzo słodki zapach, kojarzący się z ciepłymi miesiącami. Jest bardzo wydajna (wylewam jej na siebie stanowczo za dużo), cena jest bardzo atrakcyjna. Utrzymuje się dość długo, choć nie tak, jakbym chciała ;) Niemniej jednak jestem tym zapachem zachwycona!



ŁAGODZĄCA NIVEA & SUCHY OLEJEK SEPHORA

Balsam po goleniu Nivea krąży po Internetach od dłuższego czasu i - podobnie jak Catrice - wiecznie był wykupiony. W końcu dopadłam miniaturkę w Rossmanie. Używam go, gdy moja skóra ma przesyt kremu przeciw trądzikowi z La Roche Posay i zaczyna być przesuszona. Działa rewelacyjnie. Łagodzi, nie piecze, nawilża i utrzymuje miękkość skóry bardzo długo. Używam go zazwyczaj na noc. Dodatkowo cudownie pachnie! Bałam się, że to będzie typowy zapach Nivea, tymczasem nic bardziej mylnego ;)
Olejek z Sephory - zdziwcie się lub nie - również dopadłam na promocji za mniej niż 20 zł. Co prawda sam w sobie nie nazywa się suchy, ale dla mnie taki jest. Rozpylam go na skórze i wmasowuję. W momencie wcierania mam wrażenie, że na mojej skórze tworzy się cienka, atłasowa powłoczka. Olejek nie wchłania się tak jak balsamy, ale nie brudzi ubrań ani pościeli. Skóra jest gładka i miękka, jednak na świeżo ogolonej może powodować podrażnienia. Producent mówi o używaniu go także na twarz, ale pani w Sephorze odradziła mi ten zabieg. Jak na razie spróbowałam ze 2 razy i negatywnych efektów nie widziałam. Polecam z całego serca - idealny na lato!


I to by było na tyle ;) Dajcie znać, co w tym miesiącu skradło Wasze serca. Ja uciekam, widzimy się niedługo!


Buźka!











czwartek, 26 maja 2016

KONFRONTACJA: PRODUKTY DO BRWI


Cześć robaki! Dzisiejszy post stworzyłam z dedykacją dla mojej przyjaciółki, która najbardziej na świecie uwielbia jedzenie, brązowe szminki i produkty do brwi. ^^
Będzie on dotyczył właśnie tego ostatniego, chociaż plany na dwa pierwsze też są :D Na rynku jest cała masa możliwości podkreślania brwi, od cieni do powiek po żele i woski specjalnie stworzone dla naszych brwi. Dzisiaj chcę zrobić konfrontację kilku rodzajów i kilku produktów, przedstawić ich plusy i minusy a także wskazać moje ulubione.
No to zaczynamy!





CIENIE DO POWIEK


Cienie do powiek to z reguły najtańszy, najstarszy i najpopularniejszy sposób podkreślania brwi. Wśród moich ulubieńców dominują dwa, jeden z zimowej paletki Sephory, drugi - z Inglota.

1. SEPHORA WONDERFUL DREAM - MARRON GLACE

Wiecie już, że uwielbiam tę paletkę i że tym cieniem lubię podkreślać brwi. Odpowiada mi jego kolor, daje bardzo naturalny efekt, nie rudy i nie szarofioletowy. Nie jest niestety na brwiach jakoś supertrwały, ale kilka godzin spokojnie przeżyje ;)



2. INGLOT RAINBOW 117

Nie jestem pewna co do numeru tego trio, jak tylko wrócę do mieszkania i sprawdzę, od razu edytuje post ;) Do brwi używam tego pana w środku. Jest on odrobinę ciemniejszy od Sephorowego kandydata i trochę lepiej się trzyma, ale na brwiach zahacza delikatnie o rudy, dlatego też nie używam go jakoś superczęsto. 






MUSY


Musy ostatnio zdominowały przemysł kosmetyczny. Wszystko możemy dziś dostać w kremowej formie - róże, bronzery, cienie, podkłady, etc. W przypadku produktów do brwi, możemy używać zarówno kremowych cieni do powiek, jak i produktów specjalistycznych. Ja właśnie wybrałam takie zestawienie do porównania. :)


1. MAYBELLINE COLOR TATTOO - PERMANENT TAUPE

Ten pan trzyma się na brwiach bardzo dobrze i długo, niestety ma jedną wadę - jest szarofioletowy, co niekoniecznie wygląda naturalnie. Dodatkowo mam problemy z jego wyczesaniem, przez to często moje brwi wyglądają jak dwie grube fioletowe kiełby. Używam go żeby zużyć, choć wolę go na powiekach niż na brwiach ;)



2. POMADA INGLOT 12

Pomadę dostałam w prezencie, choć sama też długo nad nią myślałam. Rozważałam też kolor 11, ale podobno jest on bardziej odpowiedni dla platynowych blondynek i podejrzewam, że może być podobny do kolegi z Maybelline. Co do koloru który mam - jest odpowiednio brązowy, nie za rudy, nie za szary, nie za fioletowy. Co do koloru nie mam zastrzeżeń, może tylko to, że jest odrobine za ciemny i muszę go nakładać bardzo mało albo bardzo dokładnie wyczesywać. Plusem jest tu zdecydowanie trwałość, takie brwi pokazują swoje naturalne oblicze dopiero przy demakijażu ;) W tym przypadku plusem jest też mała pojemność, bo spokojnie damy radę go zużyć.






KREDKI




Kredki są obok cieni najstarszymi metodami podkreślania brwi. Myślę, że każdy zaczynał swoją przygodę z makijażem od kredki do oczu i do brwi, często w tym samym kolorze ;) Ja dziś wybrałam dwie - jedną trochę gorszą, jedną trochę lepszą,


1. KREDKA LOVELY

Koloru niestety nie pamiętam. Kupiłam ją, bo oszukało mnie opakowanie - myślałam, że jest cielista :D Kredka świetnie sprawdza się na dolną powiekę. Co do brwi, daje ładny brązowy kolor, idealny dla blondynek, jednak sama kredka jest dość miękka, co odbija się na jej trwałości. Łatwo ją wyczesać i trudno z nią przesadzić. ;)



2. KREDKA PIERRE RENE

Koloru również brak, wytarł się albo wystrugał. Jest twardsza i bardziej trwała od swojej koleżanki, ale przy okazji jest ciemniejsza. Lubię ją i obecnie używam jej na zmianę z pomadą z Inglota, ale muszę uważać, żeby nie przesadzić, dlatego tam, gdzie mam mniej włosków ledwie dotykam nią skóry. Wtedy efekt jest ok ;)





DODATEK

Najlepszym sposobem na przedłużenie trwałości cieni i kredek jest według mnie odżywka z Miss Sporty, która jest moim nr 1 jeżeli chodzi o "bazę" pod tusz do rzęs i produkty do brwi. Używam jej od kilku lat i zauważyłam, że moje rzęsy teraz mniej się kruszą (bo nie mają bezpośredniego kontaktu z tuszem do rzęs). Kiedy kredka lub cień "przyklei się" do takiej "mokrej" brwi, jej trwałość znacznie wzrasta. Musy same w sobie są trwałe i kremowe, więc nie potrzebują żadnego mokrego wzmacniacza ;)




PODSUMOWANIE

Moimi ulubieńcami na chwilę obecną jest kredka z PR i pomada z Inglota. Kredka oczywiście w połączeniu z odżywką z MS. Reszty także używam, ale nieco rzadziej ;) Jeżeli szukacie delikatnego efektu, zdecydowanie polecam używanie cieni i kredek. Jeśli zależy Wam na mocnym, wieczorowym, wyrysowanym looku, wybierzcie produkty kremowe ;)


I to by było na tyle, kochani. Dajcie znać, czego Wy najchętniej używacie do zaznaczania brwi i czego byście chętnie spróbowali ;) Ja tymczasem uciekam pisać pracę, skoro już sama się na pewno nie napiszę :D

Do następnego!



Buźka!