Witaj na Selfmadeheaven. Blogu, który już od jakiegoś czasu nie funkcjonuje. Przestałam bawić się w blogowanie kosmetyczne i przerzuciłam się na więcej pisania, niż kolorowych obrazków. Poza tym, świetnych blogów kosmetycznych jest od groma :) Nie usuwam go głównie przez sentymetn. Przez to, że zdjęcia mi się podobają i przez to, że tęskniłabym za nim, gdybym go usunęła. Dlatego będzie mi miło, jeśli przeglądniesz jakieś moje stare posty w poszukiwaniu informacji albo inspiracji, ale raczej nie pojawi się tu nic nowego :)
W międzyczasie zapraszam Cię na mój nowy blog, gdzie jest więcej do czytania, pozdrawiam!

wtorek, 14 kwietnia 2015

Czy urzekłaby mnie Naked 3, gdybym ją miała

Helooou! :) Ajajajajaaaaaj, jak dawno mnie nie było. Jakoś mnie porwał wir powrotu na studia po przerwie świątecznej, dużo generalnie się działo, znów gniję w stosie książek i jakoś odłożyłam blogowanie i przeglądanie blogów na drugi plan. Wybaczcie ;) Teraz przybywam i mam już zaplanowane kolejne posty, także będzie się działo!

Dzisiaj przychodzę z recenzją, chociaż w blogosferze jest już ich tysiące. Jak zwykle jestem na końcu :P Będzie mowa o palecie cieni Makeup Revolution Iconic 3, czyli tańszym zamienniku Naked 3. Na pewno wiecie już bardzo dużo na jej temat od strony technicznej, jednak moja opinia i wniosek końcowy będą trochę inne :) Zapraszam więc do czytania!


Paletę wszyscy już dobrze znają, więc opisywać jej nazbyt nie trzeba :) Zawiera 12 cieni, część z nich jest matowa, część brokatowa ;) Jak dla mnie tych matowych jest stanowczo za mało, nie lubię zbyt dużego błysku na powiekach, tym bardziej, że palety używam do codziennego makijażu :)


Tu macie swatche, pierwszy kolor jest tak jasny, że nie udało mi się go złapać na zdjęciu, mimo że wydłubałam dziurę palcem :D

Pigmentacja cieni jest dobra, cienie dość długo utrzymują się na powiece, nic się raczej nie waży, chyba że nie przypudruję najpierw powieki. Pod koniec dnia wszystkie kolory trochę się ze sobą "blendują", ale nie wymagałam od nich całodobowej trwałości. Ich cena to około 20 zł i jak dla mnie za te pieniądze zachowują się genialnie, jeśli idzie o trwałość i pigmentację. (Btw. Przepraszam, jeśli nie piszę po polsku, ale jest już późno, jestem głodna, a jutro mam kolokwium :P)

I tu mniej więcej kończą się jej zalety. Nie podoba mi się natomiast to, że wszystkie te kolory mają w sobie odcienie różu, takiego brudnego łososiowego pigmentu, może oprócz tych najciemniejszych i tego najjaśniejszego. Pozostałe, np. 4 i 7 w kolejce są na powiece bardzo różowe i kiedy chcę ich użyć jako cienia bazowego, wyglądam, jakbym płakała 3 noce :( Palety, tak jak już wspomniałam używam na co dzień i tak naprawdę korzystam z 3-4 cieni: pierwszego beżu, różowego brokatu i dwóch ostatnich. Całej reszty używam baaardzo sporadycznie, a niektórych wcale. Teraz przyszło mi do głowy, że drugim w kolejności mogę rozświetlać kącik :)


Paleta ma imitować Naked trójkę i z tego, co wiem, całkiem nieźle to robi. Są oczywiście różnice w pigmentacji i tak dalej, ale generalnie jakość jest adekwatna do ceny :) Można powiedzieć, że ta paleta jest "próbką" Urban Decay.
Czy kupiłabym Naked 3? Myślę, że nie. Mając paletę MUR, mogę używać zarówno 4 jak i 10 cieni i nie czuję, że są to pieniądze wyrzucone w błoto. Jestem pewna, że przy okazji jakiejś imprezy inne cienie też się przydadzą.
Jednakże jeśli miałabym zapłacić 200 zł za używanie 4 z 12 cieni, czułabym się z tym źle. Tym bardziej, że pigmentacja MUR jak najbardziej mi odpowiada, trwałość również, maluję się codziennie na uczelnię i nie potrzebuję jakiegoś mega looku :)

Podsumowując, jestem jak najbardziej zadowolona z palety, chociaż bazowy cień już ma dziurę i będę musiała czymś się ratować :D 

Oceniam ją generalnie na 3.5/5. 

Dajcie mi koniecznie znać, czy inne Iconic też są takie różowawe, bo na zdjęciu ciężko stwierdzić :)

Na dzisiaj to tyle, trzymajcie się robaczki! :*


piątek, 3 kwietnia 2015

Ulubieńcy marca



Hej robaczki :* Zapraszam Was dzisiaj na ulubieńców marca. Nie ma tego jakoś specjalnie dużo, jednak kilka rzeczy zasłużyło sobie na ten tytuł :) Nie przedłużając, zapraszam!


Nr 1: olejek myjący Ziaja - chyba Wam go jeszcze nie pokazywałam. Lubię go, bo jest delikatny, łagodny, nie powoduje podrażnień ani uczucia ściągnięcia skóry (co u mnie zdarza się nagminnie). Nie do końca radzi sobie z makijażem, jeśli wcześniej nie zmyje się go mleczkiem albo micelem, ale dla mnie to nie jest minus - zawsze przecieram czymś twarz przed myciem ;)


Nr 2: Szminka Avon Extra Lasting w kolorze sunkissed ginger. Na ustach jest prawie nie widoczna, daje tylko lekką mgiełkę koloru. Polubiłam się z nią, bo mam dużo ciemnych szminek, które na cieplejsze dni wydały mi się zbyt ciężkie, poważne i czułam się w nich źle. Ta wygląda bardzo dobrze, rozjaśnia cały makijaż i jest bardzo wiosenna :)


Nr 3: Maskara Colossal Volume Express - jest moim ulubieńcem od dobrych kilku lat, ale to w marcu podbiła najbardziej moje serce. Dlaczego? Bo kompletnie nie spływa z oczu, nie straszne jej łzy ani deszcz. Jestem osobą, która jest uczulona na zewnątrze :D, to znaczy, że wystarczy, że wyjdę na zewnątrz i od razu płaczę, łzawię i kataruję. Moje oczy non stop ociekają łzami, makijaż spływa, ale mascara się trzyma! :D Do tego jej kolor to cudownie głęboka czerń, a moje rzęsy wyglądają w niej, jakby sięgały brwi!


Nr 4: Wosk Yankee Candle Lake Sunset - zimą namiętnie wypalałam Vanilla Chai, a wiosną przerzuciłam się na coś lżejszego, delikatnego. Zapach kojarzy mi się ze świeżym powietrzem albo z zapachem bryzy. Jest bardzo przyjemny, choć palony długo w małym pomieszczeniu robi się duszący :(
Mimo to bardzo się z nim polubiłam :)


Nr 5: Avon Little Black Dress - poleciła mi ją Jiffy i nie żałuję zakupu! Zapach jest cudowny, nienachalny, nie jest ani słodki, ani ciężki, wieczorowy. Idealny na co dzień, wystarczy mała ilość, aby poczuć szczęście :D Używam na zmianę z Ingrid, ale w tym miesiącu częściej pachniałam czarną sukienką :P


Nr 6: Pierre Rene kredka do brwi  - jest minimalnie za ciemna, ale wyczesana szczoteczką daje radę. Jest już wysłużona ;) Fajnie podkreśla brwi, nie rozmazuje się, trzyma na brwiach do samego zmycia :)


Nr 7: Bourjois Healthy Mix - jest naprawdę bardzo fajny, nawilżający, "miękki", rozświetla moją cerę i nie waży się jak milion jego poprzedników :) Słyszałam opinie, że jest to najbardziej żółty ze wszystkich podkładów, jednak na mojej skórze wygląda różowo i nie wiem, od czego to zależy :C Nie jest to jakaś wielka wada, więc podkład nadal jest moim ulubieńcem i pewnie posłuży mi caaałe lato :)


Nr 8: Isana odżyka/maska/nawetniewiemco, ale podbiła moje serce! Dociąża włosy (o ile przy moich to możliwe), są gładkie, miękkie i w miarę zdyscyplinowane. :) Używam po umyciu jako odżywkę b/s.

No i to tyle moich marcowych ulubieńców :) Używałyście czegoś? Piszcie koniecznie, co podbiło w marcu Wasze serca! :)

I na koniec krótka informacja. Pisałam niedawno o kremie do opalania z Bielendy. Miauczałam wtedy, że ciężko go dostać zimą i w ogóle, a tu nagle niespodzianka! Jak na zawołanie w lokalnej drogerii znalazłam caaałą półkę kremików i to osobno, nie jako dodatek do większego kremu! :) Jestem najszczęśliwsza! :)


Buziaki, trzymajcie się ciepło, życzę Wam radosnych, zdrowych i rodzinnych świąt Wielkanocnych! :*